Bardzo, bardzo drogie kanapki.

Charley’s – od niemal dwóch tygodni ta nazwa przyciągała moją uwagę i w myślach wypowiadałem ją bardzo często. Gdy tylko dowiedziałem się, że amerykańska sieć zarzuciła swe macki aż do Polski i otworzyła pierwszą restaurację w kraju (Blue City, Warszawa), mając w najbliższych planach kolejne (jedna z krakowskich galerii) czekałem na nową erę w serwowaniu sandwiczy i sporą konkurencję dla Subway’a, który niczym mnie nigdy nie zachwycił i bywam tam niezmiernie rzadko.

Ceny kanapek kształtują się na różnym poziomie. Za wersję Small zapłacimy od 13.00 do 17.00zł, za Regular 18.00 lub 19.00zł a za opcję XXL około 24.00zł. Do wyboru są też Wrapy (każda wersja kanapki może stać się Wrapem) – około 15.00zł. Do tego dodatki w postaci frytek z serowym sosem i zestawy czyli napój (400ml) i frytki wypełniające 300ml kubek.
Sądząc po cenach i biorąc pod uwagę, że jest to wytwór amerykańskiego marketingu (co widać na każdym kroku po zabawnych grafikach i tekstach ozdabiających sobą ich stronę internetową czy punkt w Blue City) spodziewałem się niezłego pożywienia w odpowiednich ilościach lecz z pewną dozą ostrożności. Powodowana ona była doświadczeniami, które podpowiadały, że nie zawsze za przyzwoite pieniądze można się najeść (pamiętna Shoarma w Sphinxie sprzed kilku lat w Galerii Kazimierz w Krakowie gdzie zapłaciłem ponad 20.00zł a otrzymałem smaczne sosy, nie więcej niż 150g spieczono-przypalonego mięsa i trochę frytek).

Wracając do samego Charley’sa. Jest to amerykańska sieć serwująca głównie sandwicze z wołowiną i kurczakiem działająca na zasadzie franczyzy. Posiada ponad 400 punktów w niemal 50 krajach.
Jak wspomniałem wyżej, uważny Czytelniku, pierwszy punkt w Polsce został otwarty pod koniec maja tego roku w Blue City przy Alejach Jerozolimskich w Warszawie. Zastąpił jedną z restauracji w segmencie żywieniowym tamtejszej galerii.
Polska strona internetowa ma ruszyć lada dzień od kilku tygodni. Tak czy inaczej menu jest niemal identyczne z tym co widnieje na stronie amerykańskiej.
Od początku zainteresowały mnie dwie wersje kanapek, których postanowiłem spróbować: standardowy Philly Cheesesteak (521 kcal) oraz azjatycki jak piosenkarze K-Pop Chicken Teryaki (522 kcal). Towarzyszka spożywania wybrała bardziej śniadaniową opcję czyli Chicken Bacon Club (570 kcal). Przed decyzją zostaliśmy poczęstowani fragmentem sandwicza na wykałaczce, którego smak naprawdę zachęcił nas do podjęcia zamówienia.

Do każdej kanapki można dobrać mnóstwo składników dodatkowych, które wliczone są już w cenę sandwicza – ogórek, pomidor, papryczki jalapenos, sałatę i mnóstwo innych warzyw oraz niemal dziesięć rodzajów sosów z których zapamiętałem jedynie ten Tysiąca Wysp (na którego temat już kiedyś się rozpisywałem). My, chcąc skosztować standardów do naszych kanapek dobraliśmy jedynie pomidora, ogórka oraz sałatę – nieco bardziej kolorowo i zdecydowanie zdrowiej. Do tego jeden zestaw z frytkami i dla obojga napoje (cola w oryginalnym kubku z mała ilością lodu).
Gdy przeszedłem od stanowiska przyjmowania zamówienia, mijając po drodze kogoś na kształt kucharza, podgrzewającego wydzielone porcje pożywienia, które ma znaleźć się w naszym pieczywie, do stanowiska wydawania, przeraziłem się. I to nie na żarty. Raczej nażarty to stamtąd nie wyjdę… Kanapki w wersji Regular, które wybraliśmy mają długość 30% bagietki z E.Leclerc. Za 20.00zł?! Zdzierstwo.
Po dobraniu składników, przełożeniu zamówienia na tace odeszliśmy do stolika by oddać się przyjemności spożywania, która już wtedy została zakłócona przez stosunek cena/ilość odpowiadający temu ile kosztują napoje w hotelach.

Przechodząc do sedna ocenię każdą z kanapek, biorąc pod uwagę jedynie jej standardowe wnętrze. Co do pozostałych składników – są to najwyższej jakości, świeże, smaczne i chrupiące (sałata oraz ogórek) lub soczyste (pomidor) warzywa. Majonez jest aż zanadto majonezowy.
Bułki są lekko opiekane, delikatne w środku i nieco gumowo-twarde na zewnątrz. Mało aromatyczne i w ogóle nie zaznaczające swej obecności w ogólnym smaku kanapki.
Wydają mi się być pieczywem pszennym, ale stu procent pewności nie daję w tym przypadku.

Cechą wspólną dla każdej z kanapek, które zamówiliśmy jest ser – najprawdziwszy jak prezenty a nie Mikołaj, bardzo smaczny, odpowiednio dobrany i pod każdym względem pasujący do kanapek. Nie jest to ser topiony typu Hochland czy Mlekovita tylko żółty, pokrojony w cienkie plastry rarytas o zdecydowanym smaku i aromacie.

Zacznijmy od standardu czyli Philly Cheesesteak, z której strony by na to nie spojrzeć sztandarowa kanapka powinna być wizytówką firmy. Uwypuklać jej walory i skutecznie ukrywać wady. Ten sandwicz to po prostu steak czyli wołowina w najczystszej postaci, cebula jak najbardziej po zetknięciu z grillem, gridlem czy patelnią i ser o którym kilka słów znajdziecie wyżej.
Cebula odpowiednio zgrillowana z delikatnie wyczuwalną strukturą, choć w większości miękka. Aromatyczna jednak nie dominująca w smaku całej kanapki przez niezbyt intensywny smak. Bardzo dobrze uzupełnia się z wołowiną, która jest pocięta podobnie jak bibuła na bal choinkowy klasy 3A – dosyć cienko i na niezbyt długie odcinki. Przyprawiona tak jak swe teksty odśpiewuje Dido – delikatnie. Właściwie nic konkretnego z mapy przypraw nie jestem w stanie odczytać i tak gubię się w drodze do skarbu podniebienia.
Ogółem kanapka z dodatkiem warzyw prezentuje się równie średnio jak smakuje. Warzywa pochrupują, cebulkę z mięsem czuć co jakiś czas aż na końcu sandwicza jej brakuje. Ser jak wspomniałem wyżej bardzo dobrej jakości, ale tak naprawdę tej kanapce brakuje czegoś charakterystycznego – była, jest i będzie zwykłym sandwiczem, który niczym nigdy nas nie zachwyci. Może dodatek papryczek jalapenos mógłby przeobrazić tę wersję kanapki z szarego kokonu w rozkosznego motyla?VLUU L200  / Samsung L200Kolejną, teoretycznie nudną i niezbyt zachęcającą kanapką jest wybrana przez towarzyszkę spożywania Chicken Bacon Club.
Ten kto oglądał Sherlocka Holmesa wie co to dedukcja i pewnie dzięki samej nazwie już zorientował się, że w kanapce znajdują się kurczak oraz boczek (tzw. bekon). Brawo! Czy coś jeszcze?
Tak, ser i dodatki, które sam wybierzesz. W rzeczy samej wydawałoby się, że jest to standard, ale połączenie mięsa kurczaka z boczkiem wydaje się wręcz awangardowe jak na nasze domowe warunki. Czy się sprawdza? O tym za chwilę.
Smak kurczaka, podobnie jak wołowiny nie jest podkreślony zbyt wymyślnym arsenałem przypraw i tak mięso wydaje się być zwykłym, podsmażonym kurczakiem. Zdecydowanie góruje nad nim bekon, który może i jest nieco za słony, ale pocięty na odpowiednio cienkie plastry i wybornie soczysty. Jego smak czuć na całej długości kanapki podobnie jak ser, który wesoło ciągnie się na podobnej długości i smakuje tak jak opisałem to wyżej.
Sandwicz z dodatkiem warzyw jawi się jako interesująca pozycja śniadaniowa – lekkie warzywa i kurczak z dodatkiem cięższego, tłustego boczku oraz sera dosyć dobrze się uzupełniają, sprawiając, że kompozycja w roli pierwszego posiłku dnia sprawdziłaby się idealnie – szkoda, że cena jest tak wysoka.
Jestem zmuszony też wspomnieć, że to jedyny sandwicz wypełniony mięsna wkładką niemal na całej długości.

VLUU L200  / Samsung L200

Po dwóch niezbyt rozrywkowych wersjach sandwiczy przyszedł czas na powiew Azji czyli Chicken Teriyaki. Kanapka oprócz dodatków, które wybierzemy sobie później standardowo wpada w nasze łapki wyposażona w kurczaka, sos teriyaki oraz grillowaną cebulę. Tej ostatniej jest zdecydowanie mniej niż w Philly Cheesesteak, ale nadal jest w odpowiedni sposób potraktowana grillem, miękka, ale z lekko wyczuwalną strukturą i delikatnie słodka – dosyć dobra powtarzalność smaku w dwóch kanapkach. Teriyaki to sos, który łączy w sobie głównie smak sosu sojowego i słodkich dodatków jak cukier czy miód. Oczywiście w Charley’s mamy do czynienia z jego wersją przygotowaną na zachodnią modłę – nie jest aż taki ciemny jak jego azjatycka wersja. Smak mi odpowiada – to dosyć ciężki, słodko-słony sos, który świetnie komponuje się z kurczakiem i cebulką. Sam kurczak podobnie jak w przypadku wyżej nie grzeszy intensywnością smaku, ale jest dosyć miękki i soczysty – nadaniem smaku zajmuje się sos, który zdecydowanie swoją misję wypełnia i ratuje kurczaka, który bez niego byłby po prostu nijaki.VLUU L200  / Samsung L200Jeżeli chodzi o zestaw to cola wygląda uroczo w oryginalnym kubku i smakuje bardzo dobrze z dodatkiem niewielkiej ilości lodu. Frytki maja dosyć grubą żółtą skorupkę, która jest trochę zbyt mocno nasiąknięta tłuszczem przez co ich smak nie może równać się frytkom choćby z McDonald’s czy Burger Kinga.

VLUU L200  / Samsung L200

Sandwicze napełniły mnie na krótką chwilę by tuż po jej minięciu ustąpić na rzecz uczucia głodu.
Może trafiłem na niezbyt wartościowe wersje kanapek? A może na gorszy dzień obsługi? A może po prostu wszystkie kanapki takie są? Nie do końca wypełnione nadzieniem, z chrupiącymi warzywami, smacznym serem, ale krótkie i mało treściwe?
Mam nadzieję, że to tylko wersja pierwsza bądź druga by nie przekreślać samego Charley’sa już na starcie, bo gdyby była to wersja trzecia to wcale bym się nie dziwił, że ktoś długo zastanawiał się nad wprowadzeniem tej marki na polski rynek i zdaje sobie sprawę, że sporo tym ryzykuje.