W Polsce jeszcze jakiś czas temu w sieci Burger King był dostępny Steakhouse. Aktualnie zniknął, podobnie jak informacje o próbach nuklearnych Korei Północnej. Będąc w UK, w nieco dziwnych okolicznościach dotyczących bułek zamówiłem za 6.49£ Angus Smoked Bacon&Cheddar w zestawie super (0.75l napój i duże frytki – dodatkowe 0.60£) a obie towarzyszki spożywania mogły raczyć się Double Steakhouse w zestawach regular (0.4l napój i małe frytki, które wcale nie są takie małe) za 6.79£. Dzięki temu, że żołądek jednej z nich napełnił się tuż po tym jak spożyłem swojego burgera miałem możliwość skorzystania z dokładki w postaci połowy Steakhouse Double (nie, to nie znaczy, że zjadłem pojedynczego).
Ostatnio jeżeli myślę o Burger Kingu to widzę w ich ofercie coraz więcej klasyki – zazwyczaj sezamowe bułki, konkretne burgery, wszędobylski majonez, który przyprawia mnie o taką radość jak brak papieru toaletowego w łazience, pomidor, sałata…
Steakhouse niewiele odbiega od tych standardów: choć na grafikach widzimy nieco powiększoną wersję bułki znanej z Chikkera oferowanego przez McDonald’s to w punkcie Burger King w Slough na ulicy High Street otrzymałem zwykłą, sezamową, znaną z Big Kinga bułkę. Idąc dalej dwa wołowe burgery (tutaj można rzec, że są zwykłe – to nie certyfikowany Angus), bekon, cokolwiek to znaczy strona internetowa podaje, że znajduje się w nim amerykański ser, chrupiącą cebula, świeża sałata i pomidory a za utrzymanie odpowiedniej wilgotności nie są odpowiedzialne nawilżacze powietrza a dwa sosy w postaci majonezu i western BBQ. W sumie jest on podobnie zestawiony do mojej ulubionej wariacji na temat Big Kinga XXL gdzie dokładam dwa patty, prażoną cebulę i sos BBQ zastępujący King sauce. Jedyna różnica to pikle, które walczą o swoje miejsce z pomidorami – na początku ten drugi dodatek wydawał mi się bez szans jak Adamek przed walką z Kliczko, ale potem… Oczywiście o tym za chwilę.Zacznę od dodatków: Pepsi znakomicie chłodna, odpowiednia ilość lodu w sporych kostkach, nie zaburzających delektowania się napojem i nie uwalniających takich ilości wody, że napój po chwili traci swój smak. Kubek przywodzący na myśl fale Pepsi, które mógł narysować nawet Salvador Dali wygląda świetnie i okazale, choć takie już w naszym kraju widywałem. Pewnie jakieś anty-tłuszczowe rozporządzenia Izby Gmin czy Izby Lordów sprawiły, że otrzymując 750ml napoju nie możemy liczyć na choćby kroplę więcej – na szczęście w Polsce wygląda to inaczej. Sam smak napoju odpowiada mi bardziej niż Coca-Cola z 2l butelki, którą na każdym kroku można kupić tu za 1.00£ – wyrazisty i dzięki odpowiedniej temperaturze złudnie pozbawiony zbytniej słodyczy. Frytki: lekko żółte, grubsze i nieco dłuższe niż w Polsce. Nie mam pojęcia jakich odmian ziemniaka sieć Burger King używa do ich produkcji tutaj, ale są rewelacyjne – zwarte, konkretne a jednocześnie puszyste, chrupiące i zawierające mniej tłuszczu niż bohaterki Łabędziem Być po poddaniu ich zabiegowi liposukcji. Dużo smaczniejsze niż te oferowane w naszym kraju i choć to inna półka frytek to dla mojego podniebienia mogą spokojnie konkurować z tymi oferowanymi w McDonald’s.
Nareszcie przyszedł czas na ujawnienie kto naprawdę rządzi Światem… A nie, to nie ten tekst.
Nareszcie przyszedł czas na analizę naszego głównego bohatera czyli standardowego tutaj, nie wykorzystującego żadnego Have It Your Way! Steakhouse Double.
Typowa dla sieci Burger King, lekko tostowana bułka udekorowana ziarnami sezamu, które zdecydowanie dodają jej uroku i delikatnego aromatu po podgrzaniu – miękka jak nogi po pielgrzymce do Częstochowy, zapychająca, aromatyczna i smaczna. W rzeczy samej to tylko pieczywo, ale do burgerów pasuje idealnie.
Kolejno zatrzymam się na sekcji warzywnej, która w tym burgerze jest tak klasyczna jak muzyka Mozarta – chrupiąca, bardzo świeża i zielona sałata. Po raz kolejny jestem zmuszony użyć słowa chrupiąca by opisać cebulę, której jednak małe ilości sprawiają, że jej delikatny jak na białą odmianę smak jest niemal niewyczuwalny w całym burgerze.
Sprawa pomidora nie jest już tak prosta jak zwykle. Nareszcie sprawił to co powinien – dodał powiewu świeżości, pomidorowego smaku i utrzymał wilgotność na zadowalającym a nie zbyt wysokim poziomie. Gdybym miał pewność a nie jedynie szanse jak w Lotto, że za każdym razem będzie taki jak w tej kanapce to stawiałbym go ponad pikle.
Burgery to standardowe mielone mięso wołowe o którym napisałem już tyle co Henryk Sienkiewicz o Faraonie, więc dodam jedynie, że jeżeli chodzi o sieciówkowe patty to to smakuje mi najbardziej (już nie wspominając, że jest go tu dwa razy więcej).
Finiszem tak znakomitym jak te z peletonu w Tour de France powinien zająć się prawdziwy amerykański team w postaci bekonu (pol. boczku), prażonej cebulki i sosu BBQ.Mało nie zapomniałbym o amerykańskim serze, który jest tak amerykański jak Helena Vondrackova – to standardowy ser topiony typu Hochland, którego w swoim zespole wymienione wyżej składniki nie chcą, bo jest zbyt europejski. Za to w całą kanapkę wkomponowuje się tak dobrze jak zwykle.
Wspomniany wyżej amerykański team zdecydowanie zyskuje dzięki dwóm graczom: sos BBQ Western współgra idealnie z prażona cebulką jak Scottie Pippen z Michaelem Jordanem. W tym teamie kuleje nieco bekon, któremu ktoś zapewnił zbyt mało czasu w ciepłych klimatach – słabo wysmażony, praktycznie niesłony i płaski w smaku – z dwóch opcji gdzie miałby przyćmiewać lub nie przeszkadzać innym składnikom wybieram tę drugą i właśnie w ten sposób bekon się tu zachowuje. Nie przeszkadza znakomicie chrupiącej i wyrazistej prażonej cebulce, której jest niestety zbyt dużo. Nie robi też przeszkód sosowi BBQ, który nadaje całej kanapce amerykańskiego, prawdziwie burgerowego klimatu – jego ilość jest na tyle odpowiednia by sprawić, że kanapka staje się jeszcze smaczniejsza, ale nie na tyle by przebijać smakiem całą kompozycje co czasem udawało się prażonej cebuli.
Na sam koniec pozostawiłem tego, który przydaje się tu jak gwiazdy w polityce – niezauważalny w całej kompozycji dopóki nie przychodzi czas na oficjalne prezentacje gdzie można go wymienić jako teoretycznie znaczący coś dodatek. Majonez, bo o nim mowa, występuje tu w ilościach, które dodane do całej miski sałatki pokryłyby dwa liście sałaty i jeden groszek – ma taka siłę przebicia jaką aktualnie dysponuje partia Janusza Palikota i choć tam jest, to tak jakby go nie było, więc odpuszczę mu.
Kończąc te dywagacje na temat pojedynczych składników czas podsumować całą kanapkę. Tylko co ja mogę tu napisać? Początkowo może się wydawać, że składników jest zbyt wiele, ale idąc dalej to prawdziwie podwójna klasyczna kompozycja, której również klasycznej odmienności nadają prażona cebulka i sos BBQ – dodałbym bardziej wyrazisty boczek, usunął majonez, ale do innych składników nie jestem w stanie się przyczepić.
Znakomicie zestawione, świeże i smaczne 947kcal, których spożywanie może spowodować tylko uśmiech (ewentualnie u niektórych zajady).
Ze swojej strony polecam – nawet zestawiając go z Have It Your Way! w Polsce powinniście być zadowoleni.