Meksyk czy Indie?

Zastanawiałem się co te dwa kraje mają ze sobą wspólnego i doszedłem między innymi do takiego wniosku – to co dzieje się na indyjskich ulicach, Polacy nazwaliby meksykiem.
Skąd te przemyślenia?
Zmusiła mnie do tego polska filia, niemieckiego koncernu Lorenz-Bahlsen, produkującego słone przekąski (głównie chipsy) do którego należą takie marki jak Curly, Peppies, Monster Munch, Chio, Wiejskie Ziemniaczki i ta o której dziś mowa czyli Crunchips.

Jeszcze w czasie tegorocznych wakacji Crunchips poczęstował nas niezbyt wymyślnym smakiem Szynka-Ser. Następnie, prawdopodobnie by sprostać edycjom limitowanym (Deli) oraz serii Max, największego konkurenta na naszym rynku czyli Frito-Lay Poland, Lorenz-Bahlsen wypuścił na rynek dwa smaki z serii, która nosi nazwę Impreza Dookoła Świata.
Te dwa warianty smakowe grubo krojonych (X-Cut) chipsów to: Meksykańska Serowa Fiesta oraz Indyjski Ostry Mix. Brnąc dalej w temat porównań tych dwóch odległych od siebie jak wyobrażenia o pożytkowaniu pieniędzy publicznych w Polsce i Norwegii krajów, nasuwa się myśl o kuchniach, które w pewnym aspekcie są do siebie podobne – Meksykanie, bazując głównie na mięsie wołowym a Hindusi drobiowym i baranim przygotowują potrawy bardzo ostre. W Meksyku do ich tworzeniu używa się różnych rodzajów świeżych czy odpowiednio spreparowanych (na przykład chipotle) ostrych papryk a w Indiach, oprócz tych warzyw korzysta się głównie z mieszanek przypraw zwanych masalami (curry czy garam masala).VLUU L200  / Samsung L200Powoli zacząłem więc przekonywać się, że Crunchips stara się zaproponować klientom coś naprawdę ostrego po dawno nie widzianej serii ostrych chipsów (Chilli-Limonka, Chilli-Ser, Chilli) a która była udaną jak ostatnia przejażdżka Piotra Adamczyka i Weroniki Rosatti odpowiedzią na Lay’s w wersji Strong . Przecież nie zaliczymy smaków Salsa i Jamajka, a już tym bardziej Ser-Czosnek czy Chakalaka do kategorii chipsów choćby pikantnych. Kończąc te dygresję wspomnę jedynie, że dwie 140g paczki nabyłem w sklepie MarGo, płacąc 5.00zł za każdą z nich.

Sama otoczka obu wariantów jest nieco wątpliwa – dwa smaki w edycji imprezowej, jak obwieszcza nam to stylizowany napis w lewym górnym rogu opakowania oraz polityka firmy, to jednak zbyt mało by uznać je za początek całej serii i choć Crunchips na swoim oficjalnym polskim fanpage’u na Facebooku szumnie oznajmia, niemal codziennie, ich przybycie, to nie wydaje mi się by smaki te zagościły na dłużej w polskich sklepach i miały być protoplastami całej gamy nowych propozycji tej marki. Trzeba jednak wspomnieć, że na przykład Salsa i Jamajka ponad rok temu były anonsowane u dystrybutorów jako wersje limitowane a są z nami do tej pory.

Na początek zajmę się samą fakturą, większości z Was, drodzy Czytelnicy, pewnie dobrze znanych, grubo krojonych plastrów ziemniaka, smażonych na oleju roślinnym, które zapakowane w paczki Lorenz-Bahlsen nazwał X-Cut.
Pokrojone na grubość kilku milimetrów chipsy, charakteryzują się ryflowaniem podobnym do blacho-dachówek czy częstych elementów wątpliwie dekoracyjnych wnętrz aut w stylu tuningu zwanego swojsko wiejskim. Ich struktura to chrupiąca, dużo bardziej namacalna i lepiej wyczuwalna niż choćby Lay’s Max, warstwa plastra ziemniaka, co sprawia, że przyjemnie, choć nie najmocniej chrupią i spożywa je się z poczuciem przegryzania czegoś konkretnego.

W ten sposób, z prędkością nieco niższą niż samochód osobowy marki Volvo Piotra Adamczyka (znów?) dotarliśmy do oceny pierwszego smaku, którym jest Indyjski Ostry Mix (524kcal/100g).
Paczka standardowa dla Crunchips – na dole ukośnie ułożone chipsy, wyżej ukośny napis powiadamiający nas o smaku jaki nabyliśmy i będziemy spożywali, do tego informacja o wersji X-Cut, odpowiednio stylizowaną czcionką – wokół, złote, indyjskie wzory. Sam napis Crunchips jawi się na tle dwóch słoni, które chyba rzeczywiście są bardziej indyjskie niż afrykańskie a tak naprawdę wyglądają jak gdyby ktoś narysował je za pomocą kolorowego piasku – co w Indiach jest dosyć popularną formą czegoś na kształt street-artu. Na tle grubo krojonych chipsów znajduje się miska z rysunkami słoni, w której znajdziemy gęsty, nieco tłusty sos, prawdopodobnie z mięsem kurczaka, w którym chętnie zamoczyłbym placuszek naan, poniżej dwie czerwone papryczki.
Z pewnymi problemami otwieram paczkę, a w moje nozdrza uderza pomidorowo-ketchupowa woń z dosyć mocnym dodatkiem czegoś na kształt curry czy kurkumy – ten zapach coś mi przypominał, ale na samym początku nie mogłem skojarzyć co.
Pierwszy kęs szybko przywołał to czego aromat nie potrafił. Na wejściu delikatna a potem utrzymująca się, mocna słodka nuta, ketchupowy, solidny dodatek, sporo umami i charakterystyczny dodatek zapachu indyjskich mieszanek (nie raz słyszałem, że to, eufemistycznie mówiąc, nieładnie pachnie) – ten sam smak odnajdziemy w chipsach Salsa tego samego producenta, tu przyprawiony dodatkowo czymś mocno pikantnym.
Zainteresowany zajrzałem więc z tyłu opakowania – z bardziej interesujących składników znalazłem: pomidora w proszku, który odpowiada za ketchupową nutę, sproszkowaną cebulę i czosnek, które jedynie uzupełniają kompozycję, glutaminian monosodowy oraz guanylan disodowy, które tworzą wrażenie tłustości czyli umami i gwiazda, świecąca tak jasno na tym smakowym nieboskłonie jak Gwiazda Polarna czyli papryka Cayenne w proszku – to prawdopodobnie ten dodatek sprawia, że chipsy są ostre przynajmniej jak Agnieszka Chylińska a nie Majka Jeżowska. Wypisana niemal na końcu listy składników lukrecja, przywodzi mi na myśl jedynie skandynawskie cukierki i likiery co sprawia, że cieszę się, że jej aromat nie jest aż nadto wyczuwalny.
Ogólnie rzecz biorąc jest to smak Salsa do którego dołożono sporo ostrego smaku.VLUU L200  / Samsung L200Meksykańska Serowa Fiesta (522kcal/100g). W tej wersji Lorenz-Bahlsen częstuje nas paczką na której znajdziemy, dwa sombrero, dwa marakasy, dwa plasterki papryczki Jalapeno a oprócz tego całą papryczkę, całą gamę trójkątów (czyżby ktoś z marketingowców miał zamiar złapać na to hipsterów?), miseczkę z sosem serowym, w którym chętnie zamoczyłbym kilka nachosów, oczywiście informację o wersji smakowej, wersji cięcia (X-Cut), logo Crunchips i Lorenz.
Tym razem przeanalizowałem skład, tak jak to zwykle czynię, czyli przed otwarciem paczki i oto czego się dowiedziałem: preparat aromatyzujący o smaku sosu serowego to: typowy zagęszczacz czyli mąka pszenna, sól, ser topiony w proszku (z dodatkową informacją, że ser ten wytworzono z mleka a z pominięciem informacji o prawdziwym pochodzeniu sera topionego, która jest tak zachęcająca jak sześćdziesięciolatka po kilkunastu wstrzyknięciach botoksu), enigmatyczny, bardziej niż wypowiedzi premiera Donalda Tuska na temat polskiej gospodarki aromat, cebula w proszku i barwnik w postaci ekstraktu z papryki oraz drożdże.
Brak wzmacniaczy smaku po ostatniej przygodzie z chipsami marki Lay’s, należącymi do limitowanej edycji Deli o smaku Ser Z Żurawiną nie uznaję za coś co mogłoby sprawić, że będą one mniej smakowały potencjalnym spożywającym.
Paczka otwiera się nieco trudniej niż te u konkurencji a już po chwili przestrzeń wokół wypełnia mocny, nawet nieco duszący zapach sera. Nie jest to jednak smrodkowy ser, znany z produktu Frito-Lay Poland, Cheetos Ser a bardziej aksamitny i mleczny aromat, lekko przełamany czymś zadziornym – podejrzewałem, że może to być coś związanego z zielona papryczką Jalapeno, zobrazowaną na opakowaniu, a której (choćby odpowiednika) zabrakło w składzie.
Jak przed wizytą u chirurga, przygotowany na ostre doznania pochwyciłem pierwszego chipsa i spotkałem się z nie mniejszym zaskoczeniem niż Tomasz Jacyków wsiadający do samolotu pełnego nieumytych rodaków.
Chipsy bowiem są… A właściwie nie są, ostre – mają świetny smak, w którym dzieli i rządzi główny składnik czyli topiony ser – mleczny, gładki i zrównoważony. Bez krzty ekstrawagancji Cheddara czy wyrazistości Goudy – czuć, że jest to najwyższej jakości mieszanka serowych odpadów topiona z niewielką ilością topników. To co przywoływało tę zadziorność w aromacie to kwaskowata nuta papryczki Jalapeno pozbawionej ostrości – znakomicie przełamuje delikatny smak sera i zaskakuje absencją kapsaicyny.
Brak umami nie jest żadną przeszkodą by cieszyć się ich smakiem – wyraźny, zdecydowany aromat nie potrzebuje już żadnych dodatków a brak wzmacniaczy smaku sprawia, że nie jest on ociężały i przytłaczający tłustością.

VLUU L200  / Samsung L200Podsumowując, obie świeże propozycje od Lorenz-Bahlsen pod banderą Crunchips to świetne, intensywne i trafione smaki. Na pewno należy zarzucić firmie odgrzewanie kotletów w przypadku Sals… To znaczy Indyjskiego Ostrego Mixu, ale tak odgrzane kotlety mógłbym spożywać z chęcią z jaką poprowadziłbym Ferrari Testarossa do płynącego z głośników utworu Protovision w wykonaniu Kavinsky’ego. Meksykańska Serowa Fiesta zaskakuje brakiem ostrości, pomimo wyraźnego aromatu Jalapeno i intensywnością, pomimo braku wzmacniaczy smaku. Poza tym cieszy znakomicie wyważonym smakiem i świetną, choć prostą kompozycją.
Oba smaki mogę uznać jako inspirowane Indiami i Meksykiem i (choć nie do końca) – odnajduję w nich lekki powiew kuchni i kultury obu tych krajów i to nie tylko na opakowaniach (jak ma się to w przypadku Nigerii i Aleksandry Szwed).
Na taką Imprezę Dookoła Świata, Crunchips może mnie zabrać.

Smak Dzieciństwa.

Gdybyście mieli wybrać trzy produkty z półek sklepowych jako Wasz smak dzieciństwa, to co byście wskazali, drodzy Czytelnicy?
Ja prawdopodobnie gumę Turbo, którą przeżuć nie było łatwiej niż stare pędy bambusa, ciepłe lody, które wcale nie były ciepłe i spożywało się je częściej w zimę niż w lato a na końcu musiałbym wybrać z góry różnych rodzajów chrupek i chipsów, ale ostatnio uświadomiłem sobie, że na szczycie tej góry stałaby dumnie paczka chrupek kukurydzianych Maczugi o smaku ketchupowym, produkowanych początkowo przez Star Foods a po przejęciu tej firmy przez Frito Lay Poland uzupełniające linie Mr.Snaki pod-firmy Star Chips. Oczywiście był też baton Alibi produkowany przez Jutrzenkę czy Mamba o smaku cola, która na rynek wprowadził Storck – w ten sposób wymieniając byłbym zmuszony wybierać swoje TOP20, pozostając jednak w temacie to te trzy wyżej wymienione produkty spożywałem najczęściej i najchętniej.

Czy Maczugi nadal są dostępne w sklepach?
Pewnie, i to w niejednym wariancie. Występują bowiem w paczkach 24g i 48g, których ceny oscylują wokół, odpowiednio: 0.75zł i 1.20zł.
Do czasu przejęcia przez Frito Lay Poland i powolnego, aczkolwiek bardziej sukcesywnego niż budowanie polskich potęg w grach zespołowych, drożenia produktów ich cena zazwyczaj wynosiła 0.45zł (wersja około 20g) a smaki dodatkowe obok wersji Amerykański Ketchup, które były oferowane to Hot-Dog i Majonez Domowy. Gdzieś z tyłu głowy kojarzą mi się Maczugi cebulowe i serowe, ale może Wy to lepiej pamiętacie, drodzy Czytelnicy?
Aktualnie jako jedyny wariant smakowy tych chrupek na rynku to wspomniany wyżej Amerykański Ketchup. Niestety, amerykańskiego ketchupu nie jadłem nigdy, ale prawdopodobnie niewiele różni się on od naszego czyli bywają wersje konkretne i przesycone smakiem niemal jak koncentrat pomidorowy, ale bywają też wersje nędzne (cosik rzadziuśki ten ketchup – rzekł Kwiczoł, pociągając z czerwonej butli). Zamykając temat ketchupu a otwierając temat samych chrupek wspomnę o opakowaniach. Niezapomniany jak film Stanisława Barei Miś i legendarny jak potwór z Loch Ness jaskiniowec był widziany ostatnio na opakowaniu dawniej niż Yeti w Himalajach. Po jego zniknięciu kolorystyka pozostała podobna (granat, czerwień i nieco błyszczącego złota) a butelka ketchupu zmieniała swe miejsce Nie dalej niż dwa tygodnie temu Maczugi dołączyły do rodziny Mr.Snaki również pod względem opakowań i tak teraz mamy w niej:
Gębolce (Pizza), Łapaki (Ser-Pomidor), Zębolce (Ser-Ziemniak), Oczaki (Orzech) i Maczugi o smaku Ketchupu (już nie amerykańskiego).VLUU L200  / Samsung L200Aktualnie na opakowaniu tym biegnie bliżej nieokreślony czarny  kształt, przypominający wydłużoną wersję Bobka znanego przede wszystkim z książek opowiadających o wydarzeniach w Dolinie Muminków, który trzyma w jednej swej łapie maczugę a w drugiej butelkę ketchupu najbardziej przypominające produkt firmy Heinz (z której strony by nie spojrzeć ketchup amerykański). To co składa się na 120kcal w wersji 24g i 235kcal w 48g (ktoś nie potrafi tu mnożyć przez dwa?) to 68% kaszy kukurydzianej, olej roślinny, cukier, dioctany sodu, pomidory w proszku, glutaminian monosodowy, mleko w proszku, kwas cytrynowy, sól i tradycyjny ekstrakt z papryki, który ma pokolorować całość.

Jak widać na zdjęciu, po otwarciu paczki naszym oczom ukazują się chrupki kukurydziane o kształcie (nomen omen) maczug. Zabarwione delikatnie na czerwono, żółciutkie chrupki atakują nasze nozdrza jak niejeden kwas na lekcjach chemii – mocnym, wręcz żrącym, kwasowym aromatem, w którym dużo więcej octu niż aromatu pomidorów a już tym bardziej sosów pomidorowych.VLUU L200  / Samsung L200Na odchodzącym już do lamusa opakowaniu marketingowcy Frito Lay Poland umieścili parę informacji o manii chrupania i mieli rację – są to jedne z najmocniej (jeżeli nie pierwsze w tym zestawieniu) chrupiące chrupki. Spożywając a właściwie chrupiąc je w początkowym stadium głuchoty możemy skutecznie chronić nasz mózg przed dopływem informacji (choć nie mam pojęcia co w tym dobrego).
Smak to już nieźle wyważona mieszanka słodyczy i pomidorowej kwaskowatości z przewagą smaku słodkiego co sprawia, że aż tak do końca nie są one dla mnie tak pyszne jak jeszcze wydawały mi się dziesięć lat temu (człowiek chyba kiedyś w końcu dorasta) – smak ketchupu przypomina ona jak figura byłej posłani Renaty Beger przypomina kształty Anety Kręglickiej.

Podsumowując, powrót do tych chrupek to jak wędrówka DeLoreanem z Powrotu do Przyszłości Roberta Zemeckisa tylko, że w przeciwnym kierunku – smak rzeczywiście przypomniał mi lata podstawówki, ale to już nie to samo co bieganie do pobliskiego sklepu i jedzenie czterech paczek w ciągu jednej przerwy, popijając oranżadą DAN (Dobre Aromatyczne Napoje) kupioną za 0.35zł.

Dodatek: po odstaniu dwa dni w otwartej paczce nie przeżuwa się ich łatwiej niż gumy Turbo a chrupkość tracą szybciej niż znajomi kleptomana swoje rzeczy.

Lay’s Deli(cious)?

Od chwili gdy Frito Lay Poland ruszyło z kampanią reklamą (zdecydowanie mniejszy rozmach niż nieco nieudane Lay’s Max) dotyczącą nowej, limitowanej serii chipsów zastanawiałem się skąd ta nazwa? Lay’s Deli – czyż może to być skrót od angielskiego słowa delicious, które słusznie kojarzy się z naszymi delicjami – czyli czymś przepysznym, wręcz rarytasem w swej kategorii? Może to jednak powiew orientu pochodzący od nazwy New Dehli czyli stolicy Indii. Tylko gdzie tu orient? Słodkie Tajskie Chilli jeszcze mógłbym pod tę kategorię podpisać, ale Pomidorki Cherry rosną u Babci Janinki w ogródku a Ser z Żurawiną to świetna przekąska serwowana w Zakopanem – także mniej w tym orientu niż w tureckich dywanach spod Bydgoszczy. Być może chodzi o deli co z angielskiego znaczy garmażeria, ale smaki nie odzworowują gotowych potraw. Przykładów tego typu skojarzeń znalazłbym na pewno więcej niż Jerzy Kryszak włosów na głowie. Bez rozstrzygania tej kwestii w mej głowie i na blogu, gwoli ścisłości należy wspomnieć, iż Lay’s Deli to trzy nowe smaki w limitowanej ofercie prezentowane stopniowo, od około 15. sierpnia. Alfabetycznie je wymieniając: Pomidorki Cherry(515kcal/100g), Ser z Żurawiną(518kcal/100g), Słodkie Tajskie Chilli(519kcal/100g). Swoje trzy paczki zakupiłem w sklepie MarGo, płacąc 4.80zł za każde 145g opakowanie. W sprzedaży dostępne są również paczuszki 28g smaku Słodkie Tajskie Chilli. Analizując, postąpię jak przy ustalaniu listy wyżej, więc zacznę od pomidorków:

Pomidorki Cherry: jak wspomniałem wyżej, uważny Czytelniku pomidorki cherry czy koktajlowe rosną w ogródku Babci Janinki. Babcia Janinka ceni je za słodki, intensywny, pełny smak dojrzałych pomidorów i formę – pomidory małych rozmiarów pokrojone na ćwiartki świetnie prezentują się w sałatkach.
A jak wypadają Pomidorki Cherry produkowane przez Frit Lay Poland?
145g paczka z deską Lay’s, na której leży kilka dojrzałych i kilka mniej dojrzałych pomidorów otwiera się jak to zwykle bywa przy opakowaniach tego producenta bez najmniejszych problemów. Zaglądając do środka wita nas blask folii aluminiowej, której dwa płaty, hermetycznie zamknięte, utrzymują dla nas zapach i smak przekąski jaką są pokrojone w cienkie plastry ziemniaki, usmażone na mieszance olejów: palmowego i słonecznikowego, przyprawione: cukrem, octanami sodu, glutaminianem monosodowym, maltodekstryną pszenną, kwasem cytrynowym i zabarwione ekstraktem z papryki.
Zapach, którym witają nas Pomidorki Cherry to mocna, dosyć ciężka ketchupowa nuta i właściwie nic więcej. Smak to ketchupowo-pomidorowa baza z dobrze wyczuwalnym aromatem tradycyjnej zupy pomidorowej przygotowanej na konkretnym wywarze i z użyciem (przecieru z) świeżych pomidorów. Nie są zbyt słone i odpowiednio kwaśne.
Smak bardzo przypomina mi ketchupową odsłonę Lay’s Stix czy chipsów Hyper, produkowanych przez Lay’s po przejęciu Star Foods – w mojej opinii w tym przypadku Lay’s poszło po linii oporu mniejszej niż Niemcy w inwazji na Norwegię w 1940 roku, co nie zmienia faktu, że otrzymujemy smaczne chipsy o smaku po prostu ketchupowym.VLUU L200  / Samsung L200

Ser z Żurawiną: ta wersja Deli to smak, który bezsprzecznie przywodzi skojarzenia z oscypkiem czy pizzą Górlaską dostępną w ofercie sieci pizzerii Dominium. Chwilkę po zauważeniu braku daty przydatności do spożycia w lewym górnym rogu opakowania, towarzyszka spożywania otworzyła paczkę i nasze receptory węchowe zostały poczęstowane bardzo przyjemnym, po części uderzającym lekkim smrodkiem (podobny do Cheetos Ser) aromatem sera, który (być może podświadomie) od razu skojarzył mi się bardziej z grillowanym oscypkiem niż zwykłym, żółtym serem w bloku. W tle krąży nuta czegoś słodkiego i lepkiego – skojarzyła mi się z frużeliną. Struktura chipsów nie mniej satysfakcjonująca niż wyniki oglądalności para-serialu Miłość na Bogato emitowanego przez telewizję VIVA – zdecydowanie twardsze i podobnie chrupiące do standardowej linii Lay’s. W mojej opinii ziemniaki z których je wykrojono zawierają więcej skrobi niż te z których chipsy Lay’s produkowano wcześniej. Kolor to blada a miejscami półprzezroczysta żółć ziemniaka z zaróżowieniami wynikającym ze zrównoważonego jak rozwój Warszawy i Grudziądza oprószania przyprawami. A propos przypraw: w składzie nie znajdziemy nic interesującego, choć brak wzmacniaczy smaku uznałbym za spore zaskoczenie – maślanka i mleko w proszku nadają smaku sera a sproszkowana żurawina odpowiada za odwzorowanie samej siebie. Smak to przede wszystkim nieco skarpetkowa nuta sera i słodka, owocowa nuta – przełamane lekką kwaskowatością, która jednak nie występuje równomiernie w całej kompozycji. Świetne odwzorowanie i przyjemny smak. Bardzo intensywny jak na brak wzmacniaczy pokroju glutaminianu sodu a co za tym idzie brak umami. Chipsy dzięki temu wydają się być lżejsze i mniej tłuste. Polecam.VLUU L200  / Samsung L200

Słodkie Tajskie Chilli: to ostatni smak z edycji Deli, który przyszło mi testować. W teorii ma on za zadanie odwzorowywać smak sosu sweet thai chilli, który ma dwojakie oblicze – na początku raczy przyprawioną słodyczą by na finiszu zaatakować odpowiednia ilością kaspaicyny czyli alkaloidem odpowiedzialnym za ostry smak papryczek chilli. To taki cwany lis w owczej skórze, który znakomicie komponuje się z kurczakiem z Twojego kurnika czy krową z zagrody (oczywiście po uprzednim przygotowaniu).
We Frito Lay Poland chyba skrupulatnie zabrali się za przepis na prawdziwy sos gdyż w składzie mamy: cebulę,pietruszkę, pomidor i czosnek – wszystkie w wersji bezwodnej i zmielonej (czytaj: sproszkowanej). Tajemniczy jak wnętrza sklepów marki Hollister termin przyprawy oraz wzmacniacze smaku (a wśród nich: glutaminian monosodowy i 5′-rybonukleotydy disodowe). Barwnik to już tradycyjny ekstrakt z papryki, którego na chipsach niemal nie widać a wszystko potraktowane solą i cukrem (niemal jak po staropolsku).
Zapach to główna i właściwie jedyna nuta głuchego, mało korzennego pieprzu – nie urozmaicona czy też nie zakłócona niczym innym.
Po pierwszych gryzach smak okazuje się wypadkiem przy pracy pokroju ostatniej katastrofy kolejowej pod Santiago de Compostela – na początku czujemy lekką słoność, następnie cukier a na koniec coś ostrego. Wszystko w porządku i w odpowiedniej kolejności, ale każdy z tych smaków jest zwykły i wręcz papierowy – jak narysowany Magicznym Ołówkiem Piotrka a jednak nieożywiony. Słony bierze się z soli, słodycz z cukru a smak ostry z fragmentów chilli tam dorzuconych, choć bardziej smakują one jak zmiażdżony pieprz – brakuje tu przestrzeni na spojenie całości za pomocą innych, bardziej tajskich aromatów. Cała kompozycja współgra tak dobrze jak The Cinematic Orchestra współgraliby z Dodą i jej wsparciem w postaci zespołu Virgin.
Niestety, najsłabszy smak ze wszystkich trzech – jestem w stanie go zjeść, ale zwyczajnie mi nie smakuje.VLUU L200  / Samsung L200

66.6(6)% tej serii jest udane jak Centrum Nauki Kopernik. Kolejne 33.3(3)% niestety już mniej, co nie zmienia faktu, że Frito Lay Poland w swoich flagowych Lay’sach pokazuje, że jest dosyć mocne jeżeli chodzi o edycje limitowane (wcale nie oznacza to, że standardowa linia jest słaba) i nieco odbija się po klapie jaką okazały się Lay’s MAX. Polecam szczególnie Ser z Żurawiną, Pomidorki Cherry to idealna propozycja dla fanów kanapek z ketchupem czy frytek z tym para-dressingiem. Słodkie Tajskie Chilli rekomendowane dla osób lubiących mieszanki soli, cukru i ostrych przypraw bez żadnego powiązania.

Walkers Sensations

Brytyjskie Walkers to jedne z najpopularniejszych chipsów na wyspach. Marka,która według danych Wikipedii powstała jeszcze pod koniec XIX wieku, jakiś czas temu została przejęta przez Frito Lay, które z kolei jest marką koncernu PepsiCo, ma w swoim posiadaniu niemal 50% brytyjskiego rynku chipsów. Przez to, że mogą pochwalić się dużo bardziej interesującą i rozbudowaną paletą smaków niż ich polskie odpowiedniki postanowiłem nieco się na nich skupić, ale w trochę inny sposób niż zwykle – co jakiś czas będę dopisywał analizę kolejnego smaku do tego testu i tak stopniowo zamknę całość (o ile wystarczy mi czasu nim wrócę do Polski).
Co prawda miałem pomysł by zacząć od standardowej linii, która liczy sobie aktualnie dziesięć smaków, ale bardziej zainteresowała mnie produkowana od 2002 roku linia Sensations – konkretne, badzo nietypowe smaki (na przykład produkowany jakiś czas temu Slow Roasted Lamb & Mint), na pewno nie dla każdego (jak choćby opowieści spod znaku Harlequin). Póki co skupię się jedynie na siedmiu rodzajach chipsów, choć do tej linii zaliczają się też orzeszki w chrupiących skorupkach, fistaszki prażone, orzechy nerkowca, ryżowe i orientalne chrupki, migdały  oraz poppadomsy czyli coś w stylu orientalnych chrupiących placków.
Wszystkie występują w smakach których przyswajalne jak mleko dla noworodka nazwy to jedynie: Thai Sweet Chilli czy Roasted Chicken and Thyme. Większość jednak to mieszanka orientalnych smaków i nazw co mnie, jako fana tego typu aromatów, niezmiernie cieszy, a niektórym może połamać język.
Staram się kupować 150g paczki chipsów Walkers Sensations, które kosztują tu zazwyczaj niecałe 2.00£. Opakowania zaopatrzone są w bardzo interesujące grafiki i przyciągają wzrok na półkach sklepowych przede wszystkim swoją barwą – są czarne (nie, bynajmniej nie jestem rasistą).
Skoro wyczerpująco opisałem to w jaki sposób i co będę oceniał, uważny Czytelniku, zajmę się teraz analizą pierwszego smaku – babcia Janinka rzekłaby: pierwsze śliwki robaczywki, ale ja mam nadzieję, że tym razem będą smaczne.

Caramelised Onion & Balsamic Vinegar czyli karmelizowana cebulka i ocet balsamiczny – tak to mogłoby brzmieć, choć nie ukrywam, że zazwyczaj bardziej podobają mi się oryginalne angielskie nazwy niż ich polskie odpowiedniki tłumaczone przez mistrzów lingwistyki (patrz przykład filmu Spirited Away).
Paczka na której umieszczono ładny okaz czerwonej cebulki o nieco podrasowanym kolorze, które pod wpływem chyba Microsoft Paint zamienia się niemal na naszych oczach w jakąś nieokreśloną mozaikę oraz dzban z ciemnym jak ulice o zmroku octem balsamicznym dostarcza nam ponad 750kcal.
Obsługa lewarka bywa trudniejsza niż otwarcie tej paczki – niestety, brakuje bocznego zamknięcia dzięki któremu można łatwiej dzielić się z innymi – nie sądziłem, że Brytyjczycy to tacy egoiści.
Po otwarciu – rozkoszny, słodki zapach lekko przypalonej cebulki – rzeczywiście, bardziej wyczuwam aromat jej czerwonej odmiany niż białej. Lekko kwaśnej nuty octu balsamicznego nie udało mi się wychwycić.
W składzie tego produktu nie znalazłem nic interesującego – mieszanka oleju słonecznikowego i rzepakowego, preparat nadający smaku, sól, stabilizator – wszystko tak interesujące i zaskakujące jak każdy z odcinków Benny Hill Show. W składzie preparatu nadającego smak odnalazłem cukier (czyżby coś rzeczywiście karmelizowano?), przyprawy (serio?), kwas cytrynowy (to ma być ten ocet?), suszoną cebulę (nareszcie konkrety), ocet balsamiczny (uff, jest) i kolor w postaci ekstarktu z papryki, który jest odpowiedzialny za barwę przynajmniej 60% chipsów na świecie.
Ktoś tu postarał się o uroczy jak wierszyki z podstawówki opis: The fragrant sweetness of caramelised onions gives a way to the bite of balsamic vinegar, a satisfying balance of sweet and savoury flavours. Co to oznacza?
Aromatyczna karmelizowana cebula robi trochę przestrzeni dla kęsa octu balsamicznego – według marketingowców jest to idealna równowaga między słodkim i kwaśnym smakiem. Anglicy pod względem smaku kwaśnego a już szczególnie octowego mają tak równo pod sufitem jak w Kaplicy Sykstyńskiej – pewnie dobrze im się kojarzy z Fish&Chipsów, w których tradycyjnie dania przyprawia się jedynie solą i octem słodowym – słono-kwaśna prostota, przez niektórych nazywana paskudztwem a innych bezguściem.
Wracając całkowicie do tematu, trzeba przyznać, że chipsy są nad wyraz chrupiące, maja na sobie tyle purchli co babcia Janinka a kolor oczywiście złoty, żaden paprykowy (zaskakujące?) z kilkoma drobinami zieleni. Smak?
Przede wszystkim słodki, ale po chwili odnajdujemy ocet balsamiczny w postaci dosyć intensywnej, kwaskowej nuty, która w żaden sposób nie psuje całości, rzeczywiście te dwa smaki są odpowiednio zbalansowane. W całości jest też wyczuwalna nuta przypalonej cebulki, jednak już nie tak intensywna jak ta znana mi z zapachu.VLUU L200  / Samsung L200Ogólnie rzecz biorąc to smak dla fanów nietypowych połączeń – nie spodziewajcie się czegoś pokroju sosu słodko-kwaśnego Łowicz z chińskimi warzywami takimi jak bambus z Podlasia i grzyby Mun z plantacji pod Grodziskiem – to jest bardzo intensywna mieszanka przypalonej ze sporą ilością cukru, cebuli oraz mocno wyczuwalnego słodkiego a zarazem kwaśnego octu balsamicznego – to nie wersja mild, ale też dosyć daleko jej do wersji hard, z tego powodu informację marketingowców, że smak jest odpowiednio zbalansowany cenię sobie tak wysoko jak poprzeczkę zawieszał Sergiej Bubka.
Ze swej strony polecam, ale ostrzegam przed zbytnim optymizmem, większości nie podejdą.

Mexican Fiery Sweet Chipotle to kolejna odsłona batalii Żółw versus Walkers Sensations. Tym razem w otwartym niemal 24h na dobę, prawdopodobnie największym w Europie Tesco znajdującym się w Slough, 150g paczkę, dostarczającą podobnie jak wersja wyżej około 750kcal, kupiłem za 1.00£.
Czego spodziewałem się po tym smaku? Mexican Fiery – meksykańskie i ogniste – będzie piekło jak mawiają homoseksualiści przed swoim pierwszym razem. Sweet Chipotle – słodko wędzony smak chilli.
Już mam jakieś pojęcie jak to może smakować: słodko ostry smak wędzonego chilli. Co zatem napisano z tyłu opakowania?
First the deep smoky flavour of chipotle chilli gives a way to sweet pimento and onion, before finishing with a spicy lingering heat. Co marketingowcy mieli na myśli? Na pewno to by opisać to ładnie i zachęcająco, ale zawsze można wychwycić interesujące nas informacje z całości: na początku będziemy mieli do czynienia ze smakiem wędzonego chilli, następnie słodka i lekko ostra papryka z cebulą a na koniec czeka nas coś ostrego.
Po takich przygotowaniach czas na bezproblemowe otwarcie czarnej paczki z grafiką na której pomarszczona, czerwona papryczka rozwarstwia się na coś pokroju mozaiki w niezbyt dobrze urządzonym mieszkaniu a w tle leży kupka mieszanki przypraw o kolorze ciemnego, sproszkowanego imbiru.
Otwieram i?
Wokół zaczyna unosić się zapach bożonarodzeniowej kuchni babci Janinki. Spodziewać się mogłem różnych wersji zapachu tych chipsów, czytając to co na opakowaniu sądziłem, że jestem przygotowany na różne opcje, ale rzeczywistość okazała się brutalna jak pokazy WWE – te chipsy pachną bigosem(!). Kwaśny aromat kapusty kiszonej miesza się z wędzonymi grzybami i kiełbasą. Może przesadzam jak w programie Rok w Ogrodzie na TVP1, ale jedyne o czym mówią marketingowcy na opakowaniu a co wyczuwam w tym zapachu to zapach dymu wędzarniczego i może delikatna nuta słodkiej papryki. Według składu powinienem też wyczuć: suchą cebulę, suchy czosnek, olej z pora(?), czerwoną paprykę, pietruszkę, kolendrę, kurkumę, cynamon – no cóż? Ja czuję jedynie bigos. Za kolor odpowiedzialna jest jak zazwyczaj czerwona papryka co interesujące, bo oprócz zielonych, ciemnobrązowych i czerwonych drobinek zauważyłem tyle paprykowego koloru co elementów o barwie fluorescencyjnego różu w kościołach.
Skoro chipsy zaskoczyły mnie w tak samo dziwny, ale przyjemny sposób jak zakończenie filmu Fight Club już samym zapachem to może chociaż smak będzie bardziej przypominał to co na opakowaniu a nie to co w garnku babci Janinki tuż przed końcem roku.
I rzeczywiście smak jest tak daleko od zapachu jak TGV od InterRegio – na początku dosyć słodki, może nawet za słodki, mieszający się z nutą wędzonego czegoś (bardzo ciężko stwierdzić co to) by po chwili zamienić się w dosyć ostry, lekko piekący choć nadal nieco przesłodzony smak chilli.VLUU L200  / Samsung L200Te konkretnie chrupiące cienkie plastry ziemniaków smażone na oleju rzepakowym z dodatkiem słonecznikowego zaskoczyły mnie na całej linii swym zapachem i smakiem co nie zmienia faktu, że są zwykłymi przeciętniakami wśród innych. Dodatkowo w mojej opinii są zbyt słodkie co sprawia, że głównie czujemy ich cukrowy posmak a dopiero kolejno ostry i słony smak – może to interesujące, ale niezbyt smaczne.
Prawdopodobne, że jest to ostro-słodkie chipotle, ale bardziej brytyjskie niż meksykańskie. Smakujące cukrem i ostrą papryką miało takie szanse by mnie zachwycić jak obraz Mucha na Połaci Śniegu autorstwa mojego znajomego z gimnazjum. Ze swojej strony zachęcam by spróbować z nadzieją, że może w kolejnej rundzie odnajdę coś smaczniejszego.

Crunchips – Grillowany Stek & Sos Teksański

I po raz kolejny BBQ i po raz kolejny Teksas… Czy BBQ to Teksas czy Teksas to BBQ?
Sam już nie wiem… Do tego bezsensowne określenie Tugeza w które Lorenz-Bahlsen brnie już drugi sezon…

Pierwszą paczką tugezowych chipsów od marki Crunchips jakie spożyłem był smak Ser-Czosnek i ta firma ma szczęście, że nie miałem zamiaru ich opisywać – może jeszcze jakaś grupa nieświadomych osób skusi się na tę wątpliwą jak picie octu przyjemność.
Pod koniec stycznia tego roku Crunchips wprowadził nowy tugezowy smak, którym okazał się być Grillowany Stek & Sos Teksański.
Sezon grillowy rozpoczęty już w styczniu? Czy to aby dobry pomysł?
I czy w ogóle już wszyscy nie mają dość tego wszędobylskiego Teksasu a przede wszystkim sosu BBQ?
Ja na pewno nie, więc nareszcie zabrałem się do kosztowania tych chipsów.VLUU L200  / Samsung L200

Otwierająca się bez problemów paczka zachęca do zakupu amerykańskimi barwami (wyłączając biel) oraz napisanem Edycja Limitowana na szeryfowej gwieździe, zaczepionej na kowbojskim pasku.
Na pierwszym planie dwa konkretne, wołowe steki, które nie mają anoreksji, awersji do przypraw czy grafików komputerowych. Przed nimi biała miseczka bordowego sosu BBQ z ciemnoczerownym logo zwykłego SteakHouse’a, w które wkomponowano łeb rogatego zwierzęcia. Z tyłu srebrne tło, na którym zielone literki przekażą nam od kiedy nie możemy już jeść tych chipsów, że jest to wersja 140g, opowiedzą nieco o ich składzie i pochodzeniu. Przede wszystkim ujawniają jednak to co w Tugezie najbardziej interesujące, że są to: chipsy ziemniaczane dwustronne: faliście i gładko krojone.
Rzeczywiście chipsy te z jednej strony sa jak X-Cuty, a z drugiej jak zwykłe, gładkie ziemniaczane przekąski, co sprawia, że miejscami są tak cienkie, że pękają podczas smażenia, aczkolwiek większość zachowuje swoją nienaruszoną formę i bardzo mocno chrupie. Nie ma wśród nich zbyt wielu dużych plastrów ziemniaka, ale może dzięki temu mała część jest połamana lub ułomna jak gra aktorska w latynoskich telenowelach. Z drugiej strony większa część posiadała skazy w postaci zaciemnień na krańcach – może to powody dla których kupiłem je taniej?
A propos ceny to tę paczkę nabyłem w sklepie sieci Żabka w Radomiu na ul. Żeromskiego za 3.49zł i spożyłem w samolocie linii WizzAir na trasie z Warszawy (Chopina) do Londynu (Luton). Zazwyczaj jednak chipsy tej marki można nabyć za cenę od 4.00zł do 5.00zł – czasem sięgającą nawet wyżej.
Przez zmianę ciśnienia na pokładzie samolotu chipsy rozrosły się jak Ciotka Marge w trzeciej części przygód Harryego Pottera co obrazuje zdjęcie.

Tuż po otwarciu w nozdrza uderza bardzo intensywny zapach dymu wędzarniczego. Chwilkę wąchałem nieco mocniej i oprócz tego aromatu udało mi się wyczuć bardzo nikłą nutę przypraw – głównie papryki. Może dlatego, że jest głównym barwnikiem? Choć tak naprawdę ciężko w to uwierzyć, bo chipsy mają barwę naturalną jak Almette z reklamy.
W smaku wyczuwalne delikatne umami, mnóstwo sosu BBQ czyli aromat dymu wędzarniczego oraz przyprawy, niemal w ogóle nie do wychwycenia nuta mięsna, która błądzi i gubi się między innymi smakami. Chipsy nie są słone jak Morze Martwe, ale w mojej opinii i tak nieco w tym aspekcie przesadzono.VLUU L200  / Samsung L200Ogólnie rzecz biorąc nie takiego smaku się spodziewałem, a sam zapach i słony smak dymu, kojarzący się bardziej z pogorzeliskiem niż wędzarnią niezbyt mnie satysfakcjonował. Ledwie co wyczuwalna nuta przypraw zagłuszona aromatem dymu jak megafonem Związków Zawodowych nie jest w stanie niczego uratować. Mimo, że nikt nie wspomniał o tym na opakowaniu to jestem pewien, że w trakcie produkcji tych chipsów nie ucierpiała żadna sztuka bydła – smaku steku czy wołowiny znajdziecie tam tyle co złota na krańcu tęczy.

Polecam spróbować, ale ostrożnie – jedna paczka na pięć osób (ja musiałem zjeść je sam, więc wiem co mówię). Szczególnie rekomenduje je tym, którzy aspirują do bycia strażakami – łatwo dzięki nim zacząć oswajać się z dymem.

Lay’s Max

Wyrzuć swoje stare grube chipsy, od dziś chrupiemy nowe Lay’s Max! Grube. Intensywne. A jakie pogięte!
Nowe?
Przecież to dawne Rufflesy, które ponad dekadę temu stały się Lay’sami Max, następnie znikając zrynku na kilka kolejnych lat.
Zabawne, nie sądzicie?
VLUU L200  / Samsung L200Z tego co pamiętam Lay’sy Max, powracające na nasz rynek były oferowane w kilku smakach. Między innymi: Chilli Hell, Cream Heaven (oba wspominam nieziemsko dobrze), Pieczony Kurczak, Zielona Cebulka, Papryka i Kurczak W Czarnym Pieprzu (chyba tak brzmiała dokładnie ta nazwa?). Ostatni możecie pamiętać przede wszystkim z reklamy obrazującej popierzone kurczaki. Jeżeli komuś kojarzą się inne smaki tego rodzaju chipsów Lay’s, które były oferowane na naszym rynku to poprosiłbym o informację. Ja piłem oranżadę komunijną gdy one rządziły na rynku, więc czegoś mogę już nie pamiętać.

Biorąc pod uwagę to jak Maxy kurczakowe, Chilli Hell i Cream Heaven były pyszne to smaki, które proponuje nam Frito-Lay na powrót Lay’s Max i jak na to do czego ostatnio nas przyzwyczaili są mało wybujałe i fantazyjne. Tak naprawdę są to standardy jak odgrywanie Białego Misia autorstwa (podobno) Mirosława Górskiego i podawanie barszczu białego o czwartej nad ranem na weselnej zabawie.
Może opisze oczekiwania jakie posiadam w związku z każdym z tych trzech rodzajów.
Przede wszystkim chipsy maja być nieprzesiąknięte tłuszczem, prawdziwie chrupiące i zdecydowanie bardziej pofalowane niż X-Cut Crunchips, produkcji Lorenz-Bahlsen. Co do samych smaków:

Czerwona Papryka – nie spodziewam się cudów. Chipsy paprykowe nigdy nie były moimi faworytami, chyba, że miałem do czynienia z papryką ostrą (Lay’s Strong Ostre Chilii, Mocne Piri-Piri, Lay’s Pikantna Papryka). Nawet Lay’s Prosto Z Pieca o tym smaku nie były w stanie niczego zmienić w tej kwestii, więc czemu miałyby to zrobić Lay’s Max o smaku zwykłej papryki? To jakby liczyć, że pogięcie kilku stron w książce od historii sprawi, że nagle te informacje wejdą nam do głowy. Sama zmiana struktury nic nie da – smak jak i nasza wiedza pozostaną niezmienione.

Grillowany Kebab – Crunchips X-Cut Kebaba Z Cebulką to jeden z niewielu dowodów, że coś spożywanego może mi się znudzić. Jadłem te chipsy bardzo często, były bardzo smaczne, były tak bardzo chrupiące, a teraz tak bardzo za nimi nie przepadam. Star Chips Grubo Ciachane o smaku Kebab to produkt Frito-Lay, więc spodziewam się podobnego, całkiem niezłego, ledwie wyczuwalnego smaku mięsa przytłoczonego kanonadą przypraw.

Ser & Zielona Cebulka – gdybym powiedział, że lubię chipsy o smaku Ser-Cebula to skłamałbym jak Jarosław Kaczyński zatajający 400tys. złotych wpływu z partii na swoje prywatne konto. Tu jednak interesuje mnie to przełamanie – to nie jest zwykła cebula a zielona, więc może czymś Lay’s Max mnie zaskoczą w pierwszej serii ich powrotu. Z drugiej strony na podobne przełamanie liczyłem przed spożywaniem Lay’s Prosto Z Pieca o smaku Zapiekana Cebulka Z Serem, ale nic takiego nie miało miejsca…

Podsumowując nie spodziewam się fajerwerków, ale liczę na solidne, nie targające tak mocno mojej jamy ustnej chrupiące plastry ziemniaka o intensywnym, solidnym smaku.
A jak wygląda to w rzeczywistości?

Ceny sugerowane kształtują się następująco: 28g – 1.10zł; 70g – 2.99zł; 140g – 4.49zł, raczej standardowo dla produktów tego producenta, co jednak rzadko przekłada się na ceny w sklepach i tak ja, za trzy 140g paczki, zapłaciłem 14.97zł. Ilość kalorii w 100g produktu waha sie od 518kcal(Czerwona Papryka) przez 519kcal(Ser Z Zieloną Cebulką) do 520kcal(Grillowany Kebab).
Zacznę od opisania struktury – chipsy, tak jak sugerują marketingowcy Frito-Lay to nie grubo krojone, karbowane plastry ziemniaka – wyglądają raczej jak gdyby ktoś wypiekał je na harmonii i nadał im kształtu właśnie podczas procesu smażenia. Po uwalniającym chrupnięcie, którego nie powstydziłby się Najbardziej Chrupiący Człowiek Świata z reklamy Snicers Cruncher ujawnia się nieco przestrzenne wnętrze, przypominające to znane z prażynek – chipsy jednak nie są w żadnym aspekcie lekkie, za to masywne i konkretne. Chrupiące do potęgi.

Czerwona Papryka – lekko pomarańczowe, jakby posypane pyłem z marchewek chipsy nieco mnie zaskoczyły. Zapach co prawda jest paprykowy, ale zazwyczaj obawiam się, że niezbyt przeze mnie lubianym chipsom paprykowym smak nadaje niemal wyłącznie papryka słodka i sól co sprawia, że po raz kolejny mnie od siebie odrzucają. Te są nieco inne – rzeczywiście smakują papryką, ale lekko przełamaną kwaśną nutą, którą znamy z Lay’s Stron Ostre Chilli, co dodaje im nieco uroku, ale w żadnym wypadku pikanterii, choć zawartość etykiety sugeruje, że powinny być one ostre za sprawą preparatu o smaku pikantnej papryki, który zawiera między innymi: śmietanę w proszku, inozynian disodowy (skądinąd znany), hydrolizowane białka sojowe i pszenne czy octan sodu. Jedyne co związane z papryką to barwnik, otrzymywany właśnie z tego warzywa.
Ogółem rzecz biorąc smak jest przyjemny, choć nie tak intensywny jak mógłbym sobie tego życzyć a chipsy (dzięki bogom) nie są za nadto słone.
VLUU L200  / Samsung L200VLUU L200  / Samsung L200
Grillowany Kebab – smak kebabu znają niemal wszyscy w naszym kraju – tureckie, syryjskie, pakistańskie czy ogółem rzecz biorąc ciapackie danie to kombinacja skrawków dosyć solidnie opieczonego na obrotowym rożnie mięsa różnego rodzaju, ulepszone tonami przypraw stosowanymi według wariacji właściciela czy głównego kucharza.
Cienkie, pofalowane plastry ziemniaka mają nieco wzmocniony naturalny kolor z okrasą w postaci drobinek zielonych ziół. Zapach to dosyć płaska nuta przypraw z niemal niewyczuwalnym dodatkiem mięsa. Żeby opisać smak mogę posłużyć się jedynie tym co na etykiecie, bo smakuje to dokładnie tak jak tam napisano: gyros (cebula, czosnek, glutaminian monosodowy), przyprawy (papryka, kolendra, kozieradka, chilli), curry, zioła (pietruszka), pomidor w proszku, mięso w proszku. Smakują naprawdę jak kebab – dominująca nuta przypraw nieco zbyt mocno pokrywa smak mięsny (umami?), ale ogół na tym nie cierpi. Szczególnie dobrze wyczuwalne jest curry, kolendra oraz przyprawa gyros. Odwzorowanie smaku jak najbardziej udane, niestety przesłania je mała intensywność tego co czujemy na języku. Trzeba solidnie się skupić by wyczuć ten smak a w żadnym wypadku nie jest on nas w stanie porwać.
VLUU L200  / Samsung L200
VLUU L200  / Samsung L200

Ser & Zielona Cebulka – z góry muszę przyznać, że przełamanie znanego mi smaku Ser-Cebula nastąpiło, ale nie do końca. Zapach głównie cebulowy z intensywną nutą niezbyt przyjemnego, kremowego sera. W smaku, który powstał między innymi dzięki owocom arnoty właściwej czy 5′-rybonukleotydom disodowym, oba smaki są na tyle zbilansowane by jeden drugiego nie był w stanie zdominować – dosyć dobrze współgrają razem choć to połączenie do rewelacyjnych nie należy i już na starcie przegrywa bieg jak Ryszard Kalisz rywalizujący z Usainem Boltem (chyba to już było?). Odwzorowanie zielonej cebulki trafne, nieco piekące i zdecydowanie świeże, ser jak zawsze nadaje ociężałości i tłustości, której nie powstydziłby się dorodny hipopotam. Są to najbardziej intensywne z trzech analizowanych przeze mnie smaków Lay’s Max, ale nic więcej dobrego nie mogę o nich dodać, nawet w podsumowaniu, które za chwilę przytoczę…
VLUU L200  / Samsung L200VLUU L200  / Samsung L200Lay’s Max wracają na rynek po długiej nieobecności. Nie mam zamiaru porównywać ich z tymi, które były gdyż Frito-Lay z Grodziska Mazowieckiego nie dało im rozwinąć skrzydeł. Smaki takie jak ser-cebula czy papryka są tak oklepane jak wycieczka do Tunezji kupiona w Alfa Star. Kebab dawno nie proponowany przez tego producentu to odgrzewany na grillu (stąd grillowany?) kotlet, bardzo podobny do ostatniego kebabu firmy Lay’s czy ich podfirmy StarChips. Może trochę w nim mniej cebulki niż w innych kebabach…

Na plus mogę zaliczyć strukturę chipsów oraz ich możliwości chrupania, gdyż czynią to niewiarygodnie głośno. Pochwał nie będę im też szczędził na polu przesiąkania olejem roślinnym – nie zawierają go zbyt wiele w końcowym produkcie a posypka smakowa jest dostatecznie sucha.
Z minusów: są bardzo twarde, czasem ciężko je ugryźć – nie dla osób o słabych zębach. Mają bardzo mało intensywny smak – to coś co zdecydowanie mnie zawiodło, spodziewałem się mocnego, solidnego smaku, a otrzymałem szczyptę soli i garstkę przypraw na 140g produktu.
Zgodnie z oczekiwaniami papryka pozostała papryką, kebab zaskoczył mnie jedynie tym, ze smak był średnio wyczuwalny a ser-cebula zaskoczył mnie jak obecność dziury budżetowej w projekcie budżetu na kolejny rok. Ogółem polecam, choć nie licząc chrupkości, sam się nie zachwyciłem. Tym bardziej, że w palecie trzech smaków są dwa za którymi nie przepadam i nawet starając się je obiektywnie ocenić nie mogłem uciec od subiektywizmu.

Lay’s – Angielski Bekon

Legenda głosi, że dawno, dawno temu…

…a dokładniej jeszcze 4-5 lat temu, w naszym kraju można było dostać chipsy Lay’s o smaku bekonowym. Niestety, z niewiadomych przyczyn zostały one wycofane z produkcji. Te które produkowano u nas były do kupienia w Rosji. Chcący skosztować produkowanych w Grodzisku Mazowieckim, smażonych na oleju, posypanych przyprawą o smaku bekonu, pociętych w cienkie plastry ziemniaków przez te kilka długich lat mogli jedynie zaspokoić swoje pragnienie bekonu spożywając Top Chipsy z Biedronki o tym smaku – jakość może i gorsza, ale smak podobny. To jak być wampirem i wgryzać się w zwierzęta zamiast ludzi (tylko nie kojarzcie tego z Tuajlajtem i Kirsten Stewart, bo będzie mi smutno).
Na szczęście nie muszą robić już tego dłużej, bo Lay’s o smaku bekonu powracają w dobrym stylu. Można by rzec, że w angielskim stylu. Choć właściwie w angielskim stylu to poprzedni bekon zaliczył wyjście z rynku…
Tak czy inaczej zadałem sobie pytanie: czy jest to powrót triumfalny czy może wracają na tarczy?
Zacznijmy od 150g paczki, którą niegdyś obdarzono kolorem odpowiadającym barwie jasnego sosu BBQ, aktualnie zmieniono cała grafikę, dołożono dwa plastry boczku zwinięte w ruloniki na jasnej tacce i mikroskopijny kawałek natki pietruszki wystający jak Filip z konopi.  Oczywiście jest też ziemniak, który powoli zamienia się w chipsy. Dolna część paczki, która kosztowała mnie 4.80zł, posiada kolor angielskiej czerwieni, a górna odwzorowuje barwy flagi Wielkiej Brytanii (to już blisko Anglii).

Angielska kuchnia nie należy do najsmaczniejszych, najlepiej przyprawionych czy poruszających podniebienie… Tak, dokładnie, ale z wyjątkiem śniadań, które są tym co najlepsze – przepyszną, konkretną wisienką na torcie badziewia jakim są obiady, podwieczorki, kolacje czy drugie śniadania mieszkańców Wysp Brytyjskich. Typowy Anglik lubi bowiem zjeść sobie rankiem dużo jajek, kiełbasy, boczku i tostów by mieć siłę na kolejny dzień w którym pójdzie do pracy, użyje kilkukrotnie słówka fu*king, pobije kilku kibiców znienawidzonego klubu, spotka kilku Ciapatych a na koniec utopi smutki w kuflu niezbyt smacznego, angielskiego piwa spożywanego w pobliskim pubie.
Liczyłem na równie smaczny i pożywny boczek otwierając paczkę Lay’sów.

Pierwsze wrażenie po niesprawiającym problemu otwarciu paczki (można to uczynić na dwa sposoby – góra lub bok) to iście bekonowy, dosyć intensywny zapach. Jest to bardziej na wpół surowy, parzony boczek (przepraszam: bekon) niż wędzony. Może nawet pieczony?
Nie, zostaję przy parzonym.
Chipsy niepołamane, posiadające odpowiednią wielkość. Są chrupiące i bardzo cienkie, standardowo wchodzą w zęby, kaleczą podniebienie i dziąsła jak na Lay’s przystało.
Smak to zdecydowanie mięsny i konkretny bekon, pozostawiający przyjemny smak w jamie ustnej, dzięki niebiosom słony na tyle by smakować a nie wywoływać ból języka. Barwione sproszkowaną papryką (bez sztucznych barwników) plastry ziemniaka mogłyby przypominać ewentualnie jakąś inna część tuszy wieprzowej, ale po przegryzieniu kilku, utwierdzimy się w przekonaniu, że jednak to bekon i to angielski – bardziej za sprawą odpowiednio zangielszczonej nomenklatury niż smaku.
Ale z czego nasz bekon tak naprawdę się składa? I jak to jest, że ziemniakowi można dodać smak boczku bez boczku?
Można by sądzić, że odpowiedź tkwi w składzie preparatu aromatyzującego o smaku bekonu, a znajduje się tam: mąka pszenna (ziemniak posypany mąką – yummy!), glukoza (ziemniak posypany cukrem prostym – yummy!) oraz wzmacniacze smaku, których nazwy są długie i nudne a według Wikipedii otrzymuje się je z suszonych ryb i wodorostów (umami?)…
Tak naprawdę to żadna odpowiedź – nikt z marketingowców czy technologów firmy Frito Lay nie zdradzi tajemnicy bekonowych chipsów i może niech tak lepiej zostanie…

Podsumowując: w mojej opinii bekon marki Lay’s zalicza triumfalny powrót na sklepowe półki, angielski jest on jedynie z nazwy, ale gwarantuje smak dobrego, soczystego, lekko podsmażonego boczku, na chrupiących, cienkich plastrach ziemniaka, nieprzesiąkniętych tłuszczem.
Jeżeli lubisz chipsy o smaku bekonu lub sam boczek – polecam!