Dnia 29.09.2103r. odbyła się druga edycja festiwalu FoodTrucków Żarcie na Kółkach pod kryptonimem zakończenia sezonu foodtruckowego. Oczywiście wiele z foodtrucków tam obecnych działa i będzie działało dłużej, ale kolejna edycja imprezy odbędzie się prawdopodobnie dopiero wiosną przyszłego roku.
Sądzę, że do Waszej wyobraźni, drodzy Czytelnicy bardziej przemówią zdjęcia niż moje słowa, więc postanowiłem stworzyć małą fotorelację z tego co zaobserwowałem, zarejestrowałem i skosztowałem.
Cały festiwal trwał od godziny 12:00, osobiście byłem tam od samego początku do godziny 17:30 i powiem szczerze, że z minuty na minutę przybywało osób, które przyszły, przybiegły (dzień maratonu) czy przyjechały by skosztować smakołyków przygotowywanych przez ponad dwadzieścia FoodTrucków. Całość planowo miała zostać zamknięta o 20:00 – jak było w rzeczywistości nie mam pojęcia.
Na początek, w sumie losowo, podeszliśmy do dwóch samochodów z pożywieniem, które stały obok siebie a ich właściciele bardzo żywo ze sobą dyskutowali. Jednym z nich był Roots Food Truck, który wygląda tak:
Wraz z towarzyszką spożywania spożyliśmy w nim znakomite Philly Cheese Steak (18zł) ze świetną, choć nieco nie w moim guście przyprawioną i twardą wkładką mięsną oraz przepyszną grillowaną papryką – obficie polany sosem serowym, który wprawiał kubki smakowe w stan euforii.
Kolejno zajrzeliśmy do ustawionego obok Wheel Meal by spróbować osławionej chimichangi (15zł).
Chimichanga to rodzaj pieroga z farszem mięsnym – zostaliśmy poinformowani, że ta z Wheel Meal to kurczak długo gotowany w niskich temperaturach, ryż i fasola z przyprawami, zawinięte w pszenny placek (produkowany przez Meksykankę w Polsce) i wrzucone na fryturę. Wydało się to bardzo interesujące, oto co znaleźliśmy w środku:
Niestety, chimichanga okazała się jedynie porządnym zapychaczem – ryż i fasola zrobiły swoje, kurczak odpowiednio smaczny, choć ja osobiście za gotowaną jego wersją nie przepadam. Pszenny placek po kontakcie z fryturą stał się jedynie osłoną dla wnętrza, która nawet z dosyć smacznym średnim sosem ciężko przechodziła przez moje gardło.
Na przeciwko ustawiony został Grillobus, w którym towarzyszka spożywania zamówiła dosyć taniego (13.00zł), standardowego burgera z ketchupem i warzywami w postaci cebuli, sałaty i pikli.
Za te pieniądze nie jadłbym burgerów nigdzie indziej – smaczna bułka posypana sezamem, klasyczny dodatek w postaci ketchupu, chrupiące warzywa i konkretny, niezbyt mocno przemielony burger z mięsa wołowego – polecam.
Po chwili przyszedł czas na pierwsze w to popołudnie latte (13.00zł) i herbatę (6.00zł) – wybór padł na Na Rowerze Cafe gdzie otrzymaliśmy informację, że syropy przez nich używane jako jedyne na Świecie mają atest dopuszczonych do spożywania dla wegan. Dodatkowo skusiliśmy się na muffinkę (6.00zł), wypiekaną przez zaprzyjaźnioną piekarnię. To było najlepsze latte w moim życiu – odpowiednio mocne a jednocześnie niepozbawione delikatności ze świetnie wyczuwalnym, lecz nieprzytłaczającym syropem.
Muffinka okazała się nieco mniej wilgotna niż tego bym sobie życzył (wolę te o konsystencji typowego brownie), ale z kawą i standardową, aromatyzowaną herbatą marki Lipton komponowała się doskonale.
Następnie przyszedł czas na gości z Trójmiasta – tak, dokładnie, Surf Burger przyjechał do Stolicy prosto z Gdańska, a że słyszałem o nich wiele pochlebnych opinii byłem wręcz zmuszony skonfrontować ich burgera z moim podniebieniem.
Kolejki stawały się coraz dłuższe, więc po tym jak wybór padł na ich standard czyli Special Burger (18.00zł), zostałem poinformowany, że będę musiał odczekać około 20-30 minut. Kolejną smutną informacją był brak Fritz-Koli – to znaczy była, ale foodtrucki nie mogły sprzedawać napojów co oczywiście miało związek z chęcią generowania zysków przez dwa pobliskie lokale nadwiślańskie.
Średnio wysmażony, porządny kawałek mięsa, w otoczeniu trzech rodzajów sałat, smacznego, ale nieprzytłaczającego sosu bbq, ogórka kiszonego, pomidora i sera Cheddar w nieco rozwalającej się bułce nie zrobił na mnie dużego wrażenia – był po prostu smaczny, ale popełniłem pewnie błąd przy wyborze, gdyż szukając mocniejszych doznań mogłem sięgnąć po burgera karmelowego z norweskim, podpuszczkowym serem karmelowym – przy najbliższej okazji nie przepuszczę.
Do burgera dokupiłem Chai Mate, którego brakowało do pełnej kolekcji spróbowanych produktów marki Wild Grass – recenzję tego produktu uzupełnię w odpowiednim czasie.
Kolejny skalp na mojej burgerowej ścieżce zdobyłem w foodtrucku Dobra Buła.
Pomijając propozycje bardziej wyszukane (jak choćby ich burger z avocado) zatrzymałem się przy produkcie dosyć klasycznym, którym był BekoBurger (23.00zł) czyli burger z bekonem i serem.
Powiem szczerze, Dobra Buła zasługuje na swą nazwę w stu procentach – ich bułka była najznakomitszą burgerową bułką jaką dotychczas spożywałem – miękka, lekka, aromatyczna, doskonale trzymająca całość, nierozpadająca się, nieprzeciekająca, jednocześnie konkretna i nieodbierająca palmy pierwszeństwa wnętrzu.
A tam znalazł się: sos Aioli – dosyć rzadki, ale jakże podkreślający smak mięsa, świeża sałata, ogórek kiszony przekrojony wzdłuż co sprawiło, że spożywałem go bez problemów związanych z wypadaniem, znakomity, chrupiący plasterek czerwonej cebuli – odpowiednio delikatnej, lecz niepozbawionej ostrości, najsmaczniejszy boczek znaleziony przeze mnie w burgerze – niezbyt cienki, niezbyt tłusty, niezbyt słony, pełen smaku, dodatkowo zwarty i słusznych rozmiarów plaster pomidora, świetnie komponujący się ser i gwóźdź programu czyli burger z wołowiny rasy Red Angus – tak jak sobie życzyłem średnio wysmażony, bardzo soczysty, nieprzesadnie przyprawiony a przede wszystkim zachęcający wyglądem.
Jako całość BekoBurger prezentował się znakomicie a smakował jeszcze lepiej.
Miałem pisać krótko, ale Dobra Buła mnie po prostu urzekła swą bułką z własnego wypieku, interesującymi propozycjami i burgerami smażonymi na grillu lawowym, więc wybaczcie, drodzy Czytelnicy, musiałem.
Tym razem na stoliku obok burgera wylądował napój Chai Cola marki Wild Grass.
Przyszedł czas na kolejną herbatę i latte – tym razem oba napoje nabyłem w Bike Cafe – herbata to standard a latte z syropem orzechowym było po prostu smaczne, choć wolałbym w nim znaleźć większą ilość syropu.
Gdy ja zamawiałem ciepłe napoje, towarzyszka spożywania ustawiła się w niemal 20 minutowej kolejce do czegoś co intrygowało mnie od czasu recenzji Żorża na Street Food Polska czyli Co Ja Ciacham?
Ciastka z Co Ja Ciacham? to zawijane a następnie wypiekane na drewnianym wałku ciasto drożdżowe, które po zdjęciu układa się w kształt sprężynki. Food truck oferuje ciastka zarówno słodkie (Nutella, cynamon, słodka posypka) jak i wytrawne (szynka, ser oliwki na przykład). My z racji tego, że dań wytrawnych mieliśmy już dosyć jak w Stolicy mają dosyć Hanny Gronkiewicz-Waltz wybraliśmy standard z kremem orzechowym Nutella.
Ciastko jest świetne – podane w folii, jeszcze cieplutkie, miękkie niemal na całej rozciągłości, nie licząc skórki, która jest tylko troszeczkę twardsza niż wnętrze. Cienką spiralkę chyba najwygodniej po prostu się rwie na mniejsze kawałeczki i spożywa.
Ciasto po upieczeniu staje się puszyste, ale jednocześnie dosyć zwarte jak na ciasto drożdżowe – jakby ktoś nie pozwolił mu zbytnio wyrosnąć – i dobrze, bo taka forma jest znakomita.
Kolejka długości maratonu przy Soul Food Bus, zniechęciła mnie skutecznie, choć miałem wielką ochotę na ich specjały.
Dużo krótszy okazał się za to czas oczekiwania przy najdłuższym (czujecie ten kontrast, drodzy Czytelnicy?) foodtrucku w Polsce czyli 9m olbrzymie Cheeseburger Slow Food, w którym oprócz grilla i kuchenki znajdziemy na przykład trzy bemary (aktualnie jeszcze nieuruchomione, ale w przyszłości podgrzeją pewnie niejedno danie) i podgrzewaną ladę.
Zamówiony przez mnie burger Salsa Cheese zawierał: bułkę, patty, jeden z czterech serów do wyboru (pleśniowy Rokpol, Mimmolette, Ementaler, Cheddar), mieszankę rukoli oraz sałaty lodowej, pomidora, pikle, cebulę i świeży sos salsa prosto od ekipy trucka.
Burger podany na tacce ze spienionego polistyrenu wraz z żółtą serwetką na wypadek gdybyśmy mieli zamiar jeść jak małe dzieci (co często z resztą czynię z najwyższą przyjemnością) przede wszystkim prezentował się znakomicie w blasku słońca zmierzającemu ku zachodowi. Jeżeli pragniecie zdjęcia idealnie złożonego, zachęcającego barwami burgera to właśnie o tej porze wybierzcie się na ulicę Przeskok w Warszawie. Kontynuując kwestię wyglądu ten burger jest po prostu inny – może wpływ na to mają amerykańskie doświadczenia ekipy CHSF?
Świetnie (właściwie na naszych oczach) zgrillowana, z dosyć chrupiącą skórką bułka, choć nie największych rozmiarów, jest szersza od tego co znajduje się między jej dwiema połówkami a tam: świeży pomidor, który jakoś mnie nie zachwycił, plaster pociętego wzdłuż ogórka nadawał octowego, ale nieprzesadzonego aromatu, czerwona cebula jak zazwyczaj była dla mnie dodatkiem najważniejszym – tym razem nieco ostra, dodająca burgerowi animuszu. Sos Salsa niestety zawiódł – czuć było świeżość, nieco ziół, ale zabrakło według mnie zwartości konsystencji i delikatnej pikantności, którą obiecano gdy zamawiałem burgera. Mięso znakomicie przyprawione (nieprzesadnie, ale tak by wydobyć w nim to co najlepsze) – soczyste, mimo tego, że tak jak sobie tym razem zażyczyłem było mocno wysmażone.
Całość burgera oceniłbym bardzo wysoko – za burgerem z foodtrucku Dobra Buła słusznie uplasowałby się na drugim miejscu tego popołudnia.
Po odczekaniu u Mr. Q.Beck na podgrzanie wody i ostatnie tego dnia latte (11.00zł) (tym razem syrop czekoladowy), które swoją drogą okazało się bardzo smaczne, choć w mojej opinii nieco zbyt delikatne, namówieni przez Żorża, stawiając opór nadciągającemu, wieczornemu zimnu stanęliśmy w kolejce do Jakie Taco? by skosztować ich quesadilli tak przez niego chwalonej oraz sławnego sosu o wdzięcznej i wiele mówiącej nazwie Wypalacz.
Quesadillę z chorizo i jalapeno wzięliśmy już na wynos, sos zapakowano nam w mały pojemniczek i tak zakończyliśmy naszą kulinarną przygodę tamtej niedzieli.
Samo danie bardzo smaczne – odpowiedniej jakości ser skleja dwa placki, które swoją drogą niczym specjalnym nie zachwycają (ale tak naprawdę czym ma zachwycać tortilla?), cebula lekko zmiękczona ale nie na tyle by przestać chrupać, chorizo mało paprykowe i dla mnie osobiście nieco zbyt słone za to jalapeno idealnie kwaskowate i pikantne. Jako całość quesadilla z chorizo od ekipy Jakie Taco? stała na dobrym choć nie najwyższym poziomie. Klasę wyżej był sos, który podobno ma w sobie nieco ananasa, pomidorów i przypraw. Jego smak to początkowa owocowo-warzywna słodycz przeistaczająca się w piekący (tak, nie ostry, nie pikantny – piekący) finisz. Znakomity.
Cóż powiedzieć? Chciałoby się spróbować wszystkiego co siła wyższa w postaci Organizatorów sprowadziła na ten kawałek ziemi – niestety, brak czasu a z czasem i brak miejsca w przewodzie pokarmowym.
Wszystko co spróbowałem było pożywieniem wysokiej jakości, świeżym, smacznym i niewywołującym problemów żołądkowych (mimo, że mało tego nie było).
Chciałbym podkreślić świetną organizację (nie tylko ogarnięcie miejsca, DJ’ów, ale całe zaplecze – toalety, kosze) z jednym zgrzytem w postaci zakazu sprzedaży napojów przez foodtrucki – bardzo, bardzo chciałem spróbować napojów takich jak Fritz-Kola czy Africa-Cola, niestety nie miałem takiej możliwości.
Z tych których nie spróbowałem byli:
– Bobby Burger
– Beef’N’Roll
– Foodwózek / Marrakesh
– Lodolandia
– Meat Me Sandwiches
– Meet Meat
– Mr.Grill
– Pasta Mobile
– Pasta ale Jazda
– Pizza Z Żuka
– Ricos Tacos
– Soul Food Bus
– TamKafe
– Wurst Kiosk
– Zapiekanka Snack Bus
To co najbardziej rzuca się w oczy to zajawka, serce i dusza, którą osoby z foodtrucków pompują w pożywienie u nich sprzedawane, każdy jest uśmiechnięty, prezentuje indywidualne podejście do klienta (może to banał, ale chciałbym by takie podejście prezentowano w wielu innych miejscach) – gdybym tylko miał taką możliwość stałbym przy każdym trucku po kilka godzin i rozmawiał z ich obsługą czy właścicielami (często to te same osoby po prostu) o ich poglądzie i doświadczeniach związanych z foodtruckami.
Wypatruję już wiosny i kolejnego zjazdu z cyklu Żarcie Na Kółkach.
P.S. Gdybyście, drodzy Czytelnicy zauważyli jakikolwiek błąd, dajcie znać – tekst jest dosyć długi, a niemal wszystko pisane z pamięci.